Kliknij tutaj --> 🦮 prosimy nie wchodzić w butach
Musisz przetłumaczyć "PROSZĘ NIE WCHODZIĆ" z polskiego i użyć poprawnie w zdaniu? Poniżej znajduje się wiele przetłumaczonych przykładowych zdań zawierających tłumaczenia "PROSZĘ NIE WCHODZIĆ" - polskiego-angielski oraz wyszukiwarka tłumaczeń polskiego.
Tłumaczenia w kontekście hasła "wchodzić w" z polskiego na angielski od Reverso Context: wchodzić w zakres, wchodzić w drogę, wchodzić w skład, wchodzić w szczegóły, wchodzić w interakcje
W jakich butach prowadzenie jest niebezpieczne? Niewłaściwa siła nacisku na pedały czy ześlizgiwanie się butów z pedałów mogą być dodatkowymi czynnikami powodującymi stres i rozproszenie uwagi kierowcy, a nawet utratę kontroli podczas prowadzenia samochodu. Niefortunnym wyborem za kierownicą okazują się klapki czy sandały
1. wczuć się. Czasem dobrze jest „ wejść w buty ” adwersarza. Wtedy obraz świata przestaje być czarno-biały. Czasem dobrze jest wejść w cudze buty. Jeśli jesteś Ukraińcem, spróbuj wejść w buty polskie. Spróbuj spojrzeć na krwawy polsko-ukraiński węzeł okiem Polaka, którego rodzinę zamordowano na Wołyniu na twoich oczach.
Tdc Prosimy Nie Wchodzić! Miejsce Wykonywania Robót Posadzkarskich 32X44 Cm Pcv 1Mm (OA014EHPN) - od 26,59 zł, porównanie cen w 1 sklepach. Zobacz inne Instrukcje i znaki BHP, najtańsze i najlepsze
Site De Rencontre Canada En Ligne. Młodzież nosi w szkole najchętniej buty sportowe. Jarosław ZiarekKto nie zmieni butów w szatni - wkłada na nie foliowe ochraniacze i chodzi w nich na lekcje. Łódzkie szkoły nakazują uczniom zmianę obuwia, szczególnie w okresie jesienno-zimowym, jednak niektórzy nie zważają na chlapę, śnieg i brud ani na higienę własnych stóp. Przeganiają ich woźni, skarżą wychowawcom, niektórzy nauczyciele sprawdzają obuwie w każdej klasie. Sposobów dyscyplinowania jest U nas doskonale sprawdzają się ochraniacze - przyznaje Ewa Miłkowska, dyrektor Gimnazjum nr 36 przy ul. Dąbrówki. - Nie są zbyt ładne, a na dodatek mają rzucający się w oczy niebieski kolor, więc chodzić w nich przez cały dzień to żadna przyjemność. Kto raz tego doświadczy, nie chce powtarzać. Ochraniacze na dodatek trzeba sobie kupić za złotówkę w Bez butów na zmianę do warsztatów uczniowie by w ogóle nie weszli - zapewnia Małgorzata Gosławska, dyrektor Zespołu Szkół Gastronomicznych przy ul. Sienkiewicza. - Na wszelki wypadek też mamy ochraniacze, które w ostateczności służą młodzieży. - Pilnujemy, żeby uczniowie nie wchodzili w butach na teren szkoły, ale nie wszyscy się do tego stosują - mówi pani Ola, woźna w "Gastronomiku".Czasem delikwent dostaje np. mokrą ścierkę i musi sobie buty dokładnie oczyścić z wody i błota. Dopiero w suchych może iść na zajęcia. Za niestosowanie się do zaleceń wychowawca może też naliczyć uczniowi ujemne punkty z zachowania. - Dla nas to żaden problem - mówią Adrianna Ciukas i Amelia Bodych z kl. Ia. - Nie wyobrażamy sobie biegania w kozakach po szkole - po pierwsze za gorąco, po drugie robi większość dziewczyn. W czym chodzą na lekcje? To zależy, co im pasuje akurat do stroju. Mogą to być trampki, adidasy, baleriny, czółenka...
Od dyrektora banku po ślusarza – wszyscy zdejmują buty w domu. Bez względu na to, jak wygląda reszta stroju Wielkie było rozczarowanie mojego znajomego, który dopiero co zaczął pracę w Szwecji i postanowił zaprosić swoich nowych i, jak mu się wydawało, sympatycznych kolegów na piwo, a ci odmawiali mu jeden po drugim, tłumacząc się naiwnie, że nie mogą przyjść, bo… robią pranie. Już nawet nie chodziło mu o to – wyjaśniał mi potem – że nie chcieli przyjść, ale że nie byli w stanie zdobyć się na wymyślenie lepszej wymówki. Uznał, że przyjacielska atmosfera w nowej pracy to tylko pozór, a koledzy wcale go nie lubią. I myślał tak, dopóki sam nie wynajął mieszkania – bez pralki. Za to ze wspólną pralnią, w której trzeba rezerwować termin prania. I pilnować go, bo następny może się długo nie trafić! (…) Wiem, kim jesteś, ty, który nigdy nie rezerwujesz pralni, tylko wykorzystujesz cudze rezerwacje! Przejrzałam cię – przyjeżdżasz tylko na weekendy i wtedy to robisz! Wyjmujesz z suszarki cudze rzeczy, które jeszcze nie wyschły, żeby włożyć własne! Nie masz prawa ruszać cudzego prania! Zarezerwuj sobie termin i nie żeruj na innych. Twoje zachowanie jest NIE DO ZAAKCEPTOWANIA!” Taka oto wiadomość czekała na mnie na drzwiczkach pralki. Byłam jej adresatką w sposób niebezpośredni. Autor chciał zapewne, aby wszyscy, być może także (jeszcze) nieposzkodowani lokatorzy, zachowali czujność – i swoje pranie w suszarce. Główny adresat – cwany, aspołeczny typ, cichcem wpychający swoje fatałaszki do pralki, gdy kto inny ją sobie zarezerwował – to najgorszy rodzaj sąsiedzkiej zmory. Gorszy jest jedynie złodziej pralniany, wypatrujący co lepszych kąsków, takich jak markowe dżinsy na przykład. Znajoma straciła w ten sposób kilka par. Przewinieniem mniejszego kalibru, ale budzącym wielką irytację, jest pozostawienie brudnego filtra w suszarce. Widok kosmatego filtra przetykanego blond włosami i strzępkami wełny z koca sąsiadki potrafi obudzić bestię w spokojnym zwykle człowieku. Zanim bestia zaatakuje bezpośrednio, zwykle zostawia kartkę. Jak ta, którą ja znalazłam. W ten sposób szwedzka niechęć do bezpośredniej konfrontacji owocuje tzw. wściekłymi kartkami. (…) NIE DEMONIZUJMY jednak pralni. Z założenia miała ona służyć nawiązywaniu kontaktów – niektóre mają kąciki telewizyjne, biblioteczki. I czasem naprawdę można zamienić z sąsiadem parę miłych słów. Pralnia to też wdzięczny temat dla kabaretów, blogów, reklam, literatury, sztuk teatralnych. Ale pralnia ma nie tylko wymiar praktyczny i anegdotyczny. Pralnia jest polityczna! Tak, tak, prawo do czystych ciuchów to kwestia demokracji. A wspólna pralnia to symbol walki o to prawo. Dzisiaj może trudno w to uwierzyć, ale aż do lat 30. warunki mieszkaniowe w Szwecji były najgorsze w Europie. Najstraszniej było w dużych miastach, takich jak Sztokholm. (…) Kiedyś w tych pięknych kamienicach wielodzietne rodziny robotnicze tłoczyły się w wilgotnych, ciemnych, zimnych mieszkaniach. Ten brud, zimno i ciasnota określały byt, a czasem wiodły wprost w niebyt tysiące ludzi – tyfus i cholera, choroby psychiczne, gruźlica. Trudno było żyć, o utrzymaniu czystości nie mówiąc. Prało się parę razy w roku, to była ciężka, fizyczna praca, zajmująca kilka dni, a na oddawanie rzeczy do pralni i magla pozwolić sobie mogli jedynie najbogatsi. Było tak brudno i smutno, że aż politycy zainteresowali się problemem – i zaczęła się debata. A jak w Szwecji rusza debata, to zwykle prowadzi do jakichś zmian, wcześniej czy później; najczęściej później, bo tu mniej się od nas śpieszą i sprawy badają gruntownie. Do akcji wkroczyli Alva i Gunnar Myrdalowie, główni ideolodzy szwedzkiej socjaldemokracji, którzy uważali, że rozwiązanie problemu mieszkaniowego rozwiąże też masę innych problemów. Funkcjonalne domy dadzą zdrowie, spokój i ułatwią kobietom łączenie życia zawodowego z rolą gospodyni. Nie kwestionowano za bardzo tego, że to do kobiet należy większość obowiązków domowych – a wśród nich pranie, które zdaniem Alvy nie powinno zajmować kilku dni. Myrdal chciała profesjonalizacji prac domowych: odzież należy oddawać do pralni, dzieci do przedszkola, a jedzenie jeść w restauracji. Higienicznie, demokratycznie i sprawiedliwie, bo w tej koncepcji pralnie, przedszkola i restauracje miały być dla wszystkich, nie tylko dla bogatych. W takim demokratycznym społeczeństwie wszyscy poczuliby się jak w domu – Domu Ludu, Folkhemmet. (…) Jedno było pewne – nowoczesny dom mieszkalny musi mieć pralnię, zsyp, dostęp do ciepłej wody, kuchnię i łazienkę. I w ten sposób wspólna pralnia stała się częścią programu politycznego. Najpierw nowomodna nowinka nie spodobała się paniom domu – ich zdaniem elektryczne pralki niszczyły ubrania. Ale z czasem kobiety się przyzwyczaiły, zwłaszcza że zaproszono je na wieczorowe kursy prania. Zobaczyły, że i łatwiej, i kilka razy szybciej. Jako że pralnia była polityczna, to i polityczne głosy sprzeciwu się odezwały – w końcu dlaczego niby robotnicy mają mieć takie luksusy jak pralnia i łazienka w domu, czy to nie przesada? Wtedy jednak było już za późno – lud poznał wygodę i urok czystości, a nowe domy rosły jak grzyby po deszczu. W latach 70. wszyscy (96%) mieszkańcy Szwecji mieli dostęp do wspólnych pralni. Gwarantują to przepisy – każde mieszkanie musi mieć dostęp do pralni z możliwością suszenia maszynowego. Jeśli jej nie ma, w mieszkaniu musi być miejsce na pralkę i suszarkę. Ale wydaje się, że większość Szwedów woli nie mieć prania w domu. Czasem nawet ci, którzy zainstalowali sobie pralkę w mieszkaniu, piorą we wspólnej pralni. Oszczędzają w ten sposób energię, a sobie bałaganu w domu. Wielu twierdzi, że pralka w mieszkaniu jest zbędna. Co ciekawe, dosyć popularne, bo tanie, jest też oddawanie rzeczy do prania, zwłaszcza koszul. To jedyna usługa, która jest w Szwecji tańsza niż w Polsce. Za pranie i prasowanie pięciu koszul płaci się około stu koron (46 zł). Pralnie chemiczne są praktycznie na każdym rogu. A funkcjonalne domy pomysłu Myrdalów z czasem straciły swój charakter, zostały przejęte przez wspólnoty mieszkaniowe i dziś nie różnią się niczym od reszty budynków mieszkalnych. (…) Z CZYSTOŚCIĄ I PRZYTULNOŚCIĄ, z tą nastrojową kameralnością szwedzkich mieszkań wiąże się pewien zwyczaj, tak tu przez niektórych kultywowany, że aż bliski religii. A oto dowód. Sylwester. Idziemy na imprezę do przyjaciół. Mój partner dzwoni do nich, żeby upewnić się, jaki styl obowiązuje. „Będę miał garnitur, a moja dziewczyna elegancką sukienkę”, uprzedza gospodarz. No to – stroimy się! I kiedy ja w koronkowej sukience, a mój chłopak pod krawatem witamy się z gospodarzami, z konsternacją stwierdzam, że gospodarz jest w skarpetkach – do garnituru, a gospodyni w rajstopkach – do sukienki wieczorowej. Mój uprzejmy szwedzki partner, wcale nie zaskoczony, zdejmuje buty. Ja, bezwzględna w moich kontynentalnych manierach, zmieniam kozaki na eleganckie pantofle. I choć znam te tutejsze zwyczaje, nie mogę się jednak nadziwić, że jestem jedyna na tym wytwornym przyjęciu, która ma buty na nogach. I nie jest to kwestia klasy społecznej, jak może wydałoby się w Polsce, bo przecież u nas ludzie też często zdejmują buty w domu. Nie, od dyrektora banku po ślusarza – wszyscy zdejmują buty w domu. Bez względu na to, jak wygląda reszta stroju. No, może tylko król i Wallenbergowie chodzą po domu w butach. Według szwedzkiej guru od savoir vivre’u, Magdaleny Ribbing, na eleganckich spotkaniach należy mieć ze sobą buty na zmianę – co też zawsze robię, nawet w przypadku tych mniej eleganckich. Ale burzliwa dyskusja w wątku „Buty w domu” pokazuje, że nie wszyscy Szwedzi się z tym zgadzają („Mamy sosnową podłogę, nawet kapcie ją niszczą, mówimy gościom, że mają zdjąć buty i już!”). Szwedom nigdy nie jest zimno w stopy, kapcie noszą starsi, większość młodych i średnio młodych biega boso lub w skarpetkach (na polski pomysł „kapci dla gości” nikt tu nie wpadł, może dobrze?). Przy czym mają Szwedzi jakieś przedziwne upodobanie do dziurawych skarpet i rajstop. Nieraz widywałam prawników, dziennikarki, profesorów świecących piętą czy palcem ze skarpety Hugo Bossa. Najczęściej dziura jest skromna, ale kiedyś spotkałam na jodze kobietę, której skarpetki miały więcej dziur niż wełny, wyglądały raczej jak resztki sieci rybackiej; zastanawiałam się, czy tylko ja się dziwię… Kiedy powiedziałam o tym spostrzeżeniu znajomym Szwedom, jeden się obruszył i powiedział, że on zawsze ma całe skarpetki; więc czym prędzej przepraszam wszystkich Szwedów, którzy zawsze mają całe skarpetki, a tych jest zapewne znakomita większość. Drugi natomiast zgodził się ze mną i przytomnie zauważył, że być może istnieje również duża grupa Polaków, którzy mają dziurawe skarpetki, ale nigdy nie wychodzi to na jaw, bo ukryte są w butach. Co ważne, buty zdejmuje się nie tylko w domu, ale czasem nawet w poczekalni u fizjoterapeuty, a już obowiązkowo w fitness clubie. Zaraz przy wejściu stoją szafki na buty, obok tabliczka z napisem: „Prosimy nie wchodzić w obuwiu”. Na początku zawsze byłam przygotowana na to, że ktoś zwróci mi uwagę i każe zdjąć buty. Prowadziłam sama ze sobą dyskusje, żeby przygotować się do ewentualnych problemów, które – wyobrażałam sobie – mogą wyniknąć z powodu mojej niewrażliwości kulturowej. Powiedziałabym na przykład: „Nie zdejmę butów, bo to część mojego stroju. Tak samo nie zamierzam zdjąć bluzki ani spodni, nawet jeśli taki jest tu zwyczaj”. Albo: „Nigdy nie chodzę boso, nie będę marznąć i narażać się na przeziębienie”. Takie wyjaśnienie jest tu bardziej na miejscu niż w Polsce, gdzie według badań ludzie z upodobaniem przegrzewają mieszkania. W Szwecji administratorzy dbają o to, by temperatura oscylowała w granicach 20-21 st., a w nocy 18. (…) ŻEBY JEDNAK ZASŁUŻYĆ na wejście do świątyni, nie wystarczy wola zostawienia butów przy progu. Trzeba też trochę poczekać, bo zaproszenie do domu to nie jest pierwsze, co przychodzi Szwedowi do głowy, gdy poznaje kogoś nowego. (…) Kiedy już Szwed oswoi się z nami na tyle, że nas zaprosi (nie poważę się podać średniego czasu, bo może to być od miesiąca do dwóch lat), nie powinniśmy się za bardzo spóźnić. W każdym razie nie tak bardzo, jak moglibyśmy spóźnić się w Polsce bez wyrzutów sumienia. Spotkanie „na kawę” oznacza kawę (i ciastka lub herbatniki), herbata też zwykle jest, o ile się poprosi. Prawie zawsze taka w torebkach, a nie liściasta, i czasem z lekka zwietrzała, bo nikt oprócz oryginałów i zagranicznych gości jej nie pije. Nie zaobserwowałam też, by – jak twierdziło wielu znajomych Polaków – Szwedzi przychodzili na imprezy z własnym alkoholem, który samolubnie wypijają, a jak coś im zostanie, to biorą do domu. Bywa tak na imprezach studenckich, gdy każdy grosz się liczy, a wypić się chce. Tak jest najsprawiedliwiej, a sprawiedliwość jest ważna, jak wiemy. Pracujący zawodowo zwykle nie mają takich problemów, choć wiele zależy od zasobności portfela. Tak czy inaczej, nie ma ryzyka popełnienia gafy: gdy jest się zaproszonym na obiad, zwykle przynosi się wino, ale kwiaty, słodycze czy inne przysmaki też są mile widziane, dokładnie tak jak w Polsce, a gospodarze zwykle serwują alkohol. Jedynie na przykład przy okrągłych urodzinach, na które zaprasza się 50 osób, prosi się gości, by przynieśli mocniejsze napoje. Byłam kilka razy na takich imprezach i owszem, goście mieli ze sobą trunki, ale i gospodarze przygotowali baterię flaszek. (…) TYLKO UWAGA – kiedy Szwed mówi: „Mam nowe mieszkanie” i z dumą pokazuje, jak się urządził, wcale nie musi to oznaczać, że kupił mieszkanie. Statystycznie rzecz biorąc, większe jest prawdopodobieństwo, że je wynajął. Większość Szwedów nie jest właścicielami swoich mieszkań. Trzy czwarte spośród mieszkających w domach wielorodzinnych to najemcy. Szwedzi wynajmują mieszkania, jak się tu mówi, „z pierwszej ręki”, czyli od gminnych lub prywatnych firm zarządzających nieruchomościami. Na takie mieszkanie czeka się w kolejce. Dłużej w dużych miastach i w tzw. dobrych dzielnicach: w centrum Sztokholmu można czekać i 25 lat. Popularne są też mieszkania dla seniorów – tych w miarę sprawnych i zdrowych. Od zwykłych domostw różnią się tym, że temperatura wynosi tam 22 stopnie (a pamiętamy, że normalnie jest 20, 21, tymczasem z wiekiem bardziej się marznie!), nie ma progów, łazienki są bardzo duże i wygodne, samochód może podjechać pod samą klatkę, a winda dojeżdża wszędzie. Do tego są wspólne zajęcia – kółka zainteresowań, golf, gry. Takie domy dla szwedzkich seniorów są nie tylko w Szwecji, są też między innymi we Francji, Hiszpanii, Tajlandii. Na wolne mieszkanie trzeba, rzecz jasna, czekać w kolejce, więc zapobiegliwi zapisują się ze sporym wyprzedzeniem. Jednak nawet w tak ceniącym struktury i plany społeczeństwie są pewne granice – kiedy rodzice usiłowali ustawić w kolejce do domu dla seniorów swoją dwuletnią córkę, otrzymali odpowiedź odmowną. Może sami naczekali się na swoje zwykłe mieszkanie i chcieli oszczędzić tego córce. Wiele osób spokojnie czeka na wymarzone cztery kąty, a tymczasem mieszka w mniej atrakcyjnych rejonach, gdzie lokum można dostać już po kilku miesiącach lub nawet od ręki. Ja ustawiłam się na wszelki wypadek w czterech kolejkach – jak nie w jednej, to w innej coś może kiedyś wystoję. Mieszkanie najemcze ma pewne wady: sprzedać go nie mogę, płacę dość wysoki czynsz, ale za to mieszkam tak długo, jak chcę, i o nic się nie martwię. (No, może tylko o to, że zgubię klucz. Bo nigdzie nie dorobię nowego – prawo do tego ma jedynie właściciel budynku. Za zgubienie klucza musiałabym zapłacić gospodarzowi tysiąc koron!) Przede wszystkim nie martwię się, że czynsz nagle pójdzie w górę. Ceny są regulowane i co roku przedstawiciele właścicieli i Szwedzkiego Zrzeszenia Lokatorów, zgodnie z dobrą skandynawską tradycją, centralnie negocjują ewentualne podwyżki, które obejmują wszystkich lokatorów. Zwykle o 1-2%. Nie martwię się o zapchany spływ – wzywam hydraulika, a administracja płaci. To istotne, bo hydraulik bierze co najmniej 500 koron (ok. 230 zł) za godzinę, a nie ma zwyczaju pracować zbyt szybko. Nie martwię się o zepsuty kontakt – wzywam elektryka, a administracja płaci. To też ważne, bo elektryk bierze co najmniej 500 koron za godzinę, a pośpiech nie leży w jego naturze. Ba, nie powinnam się nawet martwić o warczącą jak traktor lodówkę. Ja wprawdzie trochę się martwiłam, dopóki nie dowiedziałam się, że naprawa i ewentualna wymiana też są za darmo – i mam nową lodówkę. Zmywarkę też chyba niedługo trzeba będzie wymienić. A jak ogólnie zrobi się nieświeżo, podłoga zmatowieje, a tapety wyblakną, może poproszę o remont. Właściciel się tym zajmie. To, że w większości mieszkań są prawie identyczne kuchnie i łazienki – te same szafki, te same blaty, ta sama szarobura lub beżowa wykładzina na podłodze (czasem są kafelki), te same sedesy, armatura, lampy – bierze się właśnie z tego, że to nie najemcy, ale gospodarze je urządzają. Wygodnie, masowo, jednakowo. Kilka razy pytałam znajomych, czy nie przeszkadza im, że mają kuchnię i łazienkę taką jak sąsiad obok, sąsiad z góry, sąsiad z bloku obok, kolega z innego miasta, jak cała reszta najemców w całym kraju. Nie rozumieli pytania. Tłumaczyli mi nawet, jakbym nie pojęła, że to mieszkania najemcze i o to chodzi, że właściciel urządza je standardowo. Może ich denerwować, jeśli jest brzydko albo niewygodnie, ale to, że jest tak samo jak u innych, nie ma przecież znaczenia. Byle było dobrze. Oczywiście najemca i gospodarz mają często inne wyobrażenie o tym, czym jest „zniszczona podłoga” albo „podwyższony standard”, za który trzeba płacić wyższy czynsz. Cena wynajmu często idzie w górę po remoncie i dla niektórych to też spory problem. Tym bardziej jeśli uważają, że remontu wcale nie trzeba. JAK SIĘ NIE MOŻNA DOGADAĆ – trzeba się poradzić Szwedzkiego Zrzeszenia Lokatorów. Do mnie pofatygowało się osobiście. Otworzyłam drzwi młodemu człowiekowi, który przedstawił się i zaczął od pytania, co to za nazwisko na wizytówce. „Polskie nazwisko”, odparłam, a chłopak zawołał, wyraźnie i po polsku: „Polskie Zrzeszenie Lokatorów!”. Albo coś w tym stylu, w każdym razie z „rz” i „sz”, i choćby tylko dlatego, że wyartykułował to polskie szeleszczenie, wpuściłam go do domu, a wtedy nie pozostało mi już nic innego, niż zapisać się do Szwedzkiego Zrzeszenia Lokatorów. Płacę 80 koron miesięcznie i z lubością oddaję się lekturze magazynu „Dom i Wynajem”, z którego dowiedziałam się że z powodu roztoczy i „śledzików” w domu można się domagać obniżenia czynszu, ale już nie odszkodowania za uczulenie; że na balkonie można palić papierosy, nawet jeśli sąsiad jest niepalący, i że niektóre domy mieszkalne lub osiedla mają wspólną saunę dla najemców – i co powinnam zrobić, jeśli też tak chcę. Z kolei o szwedzkim stylu urządzania wnętrz dużo mogę się dowiedzieć dzięki uroczemu zwyczajowi niezasłaniania okien. Mój przyjaciel twierdzi, że zasłon nie ma, bo Szwedzi czują się bezpiecznie i do głowy im nie przyjdzie, że jakaś ciekawska, niekoniecznie Polka, ich podgląda. Trochę mnie to frasowało, dopóki nie okazało się, że i niektórzy Szwedzi lubią sobie pozaglądać. (…) Tytuł, skróty i ilustracje pochodzą od redakcji Fragment książki Katarzyny Molędy Szwedzi. Ciepło na Północy, Czarna Owca, Warszawa 2015 Podobne wpisy
Buty obuwie Elektroizolacja Leśnictwo Ochrona dróg oddechowych Ochrona głowy Ochrona oczu Ochrona słuchu Odzież robocza i ochronna Rękawice ochronne i robocze Sprzęt wysokościowy Środki czystości Znaki, tablice, instrukcje BHP
Wracają do nas upały, a wraz z nimi ochota na kąpiele w jeziorach, stawach i rzekach. Nad wodą zachowajmy rozsądek, nie kąpmy się w miejscach niestrzeżonych! Profil statystycznego topielca w Polsce to mężczyzna w wieku około 40 lat (stanowią 49 proc. ogólnej liczny utonięć), po użyciu alkoholu lub wręcz pijany w sztok. Równie zgubne co alkohol lub narkotyki mogą być brawura i chęć zaimponowania innym plażowiczom, choć te są zwykle pobudzone nadmiarem używek. - Alkohol jest dla pływaka zgubny. Temu, kto jest pod jego wpływem wydaje się, że jest nawet sprawniejszy i silniejszy, że może przenosić góry, ale jest dokładnie odwrotnie. Człowiek w takim stanie łatwiej zachłystuje się wodą i traci oddech – przekonuje Aleksander Maćkowski, były, obecnie honorowy prezes WOPR województwa kujawsko- – i można powiedzieć, że na szczęście – tonie dzieci (ok. 5 proc.). Ów profil nie odbiega zasadniczo od charakterystycznego dla innych europejskich też może Cię zainteresowaćTragedia na plaży w Jantarze. Jeśli śpieszysz z pomocą tonącemu, rób to z głowąNiski poziom Wisły w Kujawsko-Pomorskiem. Uwaga na łachy, bo mogą być niebezpieczne!Toną także ludzie naprawdę porządni – ci którzy chcieli pomóc innym potrzebującym pomocy. Tak było niedawno w pobliżu plaży w Jantarze, gdzie wysokie fale i prąd wsteczny porwały kilka osób tworzących tzw. łańcuch życia. Tragiczny efekt jest taki, że jeden mężczyzna nie żyje, a drugi znajduje się w szpitalu. Wcześniej należy się schłodzićAleksander Maćkowski zdecydowanie odradza także szybkiego wchodzenia do wody. Teraz, gdy pojawią się prawdziwie upalne dni i sporo czasu będziemy spędzać plażując w promieniach słonecznych, powinniśmy wchodzić do wody stopniowo, schładzając ciało, a nie skacząc do niej z rozbiegu. Bowiem na skutek dużej różnicy temperatur może dojść do szoku termicznego i w krańcowym przypadku nawet do zatrzymania akcji serca. Do wody nie należy wchodzić także po obfitym posiłku, gdy jesteśmy ociężali i organizm „zajęty” jest ryzyko niesie skok na głowę z pomostu do nierozpoznanej wody, w której może znajdować się niebezpieczny przedmiot, np. wyrzucona nocą przez chuliganów ławka czy kosz. Uderzając głową w podwodny obiekt, można złamać rdzeń kręgowy. Każdego roku wielu młodych najczęściej ludzi kończy w ten sposób życie lub zostaje na zawsze sparaliżowanych. Pływaj z asekuracjąRyzykowne jest wypływanie na otwartą wodę bez asekuracji (np. kolegi na łódce lub kajaku) na otwarty akwen. Zabezpieczeniem minimum powinna być holowana na lince bojka ratunkowa, tzw. Pamelka, która w razie osłabnięcia lub skurczu mięśni utrzyma pływaka na powierzchni. - Korzystając ze sprzętu pływającego, nawet my ratownicy, zakładamy kamizelki asekuracyjne. Tak samo powinni robić wszyscy na żaglówkach, łodziach motorowych, rowerach wodnych i kajakach. A co do samej plaży to wybierajmy te strzeżone przez ratowników. To zdecydowanie bezpieczniejsza opcja, bowiem tam zawsze jest ktoś kto w razie potrzeby udzieli pomocy – instruuje Aleksander też może Cię zainteresowaćW całym kraju brakuje ratowników wodnych. Jak wygląda sytuacja na Kujawach i Pomorzu?Najpiękniejsze szlaki kajakowe w regionie i całej Polsce. Przygoda jak z bajkiWarto przypomnieć, że powiewająca nad wodą biała flaga oznacza, iż kąpiel jest dozwolona, zaś czerwona – może się przydać bezpłatna aplikacja „Ratunek” na telefon komórkowy, która umożliwia ratownikom szybką i bezbłędną lokalizację (z dokładnością do 3 metrów) osoby wzywającej pomocy. Przypominamy też numer ratunkowy nad wodą 601 100 100 oraz ogólny 112.* Jak informuje nas kom. Lidia Kowalska z Zespołu Prasowego KWP w Bydgoszczy - w całym ubiegłym 2021 roku w regionie utonęło 31 osób, w tym w okresie wakacyjnym 14. W bieżącym roku (do utonęło 15 osób, w tym 4 w ofertyMateriały promocyjne partnera
Piotr HukałoStowarzyszenie Lepszy Gdańsk, Partia Razem i Ruch Sprawiedliwości Społecznej sprzeciwiają się zmianie nazwy ulicy Dąbrowszczaków po wejściu w życie tzw. ustawy dekomunizacyjnej. Prowadzą już w tym zakresie szeroko zakrojone konsultacje społeczne, wkrótce planują także zwrócić się z apelem do IPN-u. - Warto podkreślić, że tzw. ustawa dekomunizacyjna nie nakazuje wprost zmiany nazwy ulicy Dąbrowszczaków. To, że nazwa ta ma zostać zmieniona jest efektem tylko i wyłącznie wydanej opinii przez IPN, który został ustawowo powołany do wdrażania ustawy dekomunizacyjnej w życie. Naszym zdaniem, przygotowując tę opinię, IPN popełnił szereg błędów. Na całym świecie, w Wielkiej Brytanii, w Stanach Zjednoczonych czy w Australii, żołnierze brygad międzynarodowych, także i Dąbrowszczacy, są honorowani jako ludzie, którzy w latach '30 walczyli z faszyzmem. Nigdzie nie są odbierani jako osoby promujące ustrój totalitarny. Dlatego nie rozumiemy, dlaczego IPN chce dokonać pewnego ewenementu prawnego na skalę międzynarodową i wmówić mieszkańcom ulicy Dąbrowszczaków, że nazwa ta promuje ustrój totalitarny - mówi Przemysław Kmieciak ze Stowarzyszenia Lepszy komunistyczne nazwy ulic na PomorzuZdaniem aktywistów, mówiąc o szczegółach, dotyczących Dąbrowszczaków, IPN-owi zdarza się popełniać błędy merytoryczne. - IPN oskarża Dąbrowszczaków o zbrodnie wojenne, których ci nigdy nie popełnili. Nieprawidłowo przedstawia też stan kadrowy Dąbrowszczaków, twierdząc że większość z nich to wierni żołnierze Stalina, podczas gdy większość Dąbrowszczaków nie była nawet komunistami – kontynuuje Kmieciak. - Stąd nasz apel do IPN-u, który wkrótce złożymy, aby jeszcze raz przeanalizował całą przyznają, że po pierwszych rozmowach z mieszkańcami, 90 proc. z nich wyraziło sprzeciw wobec zmiany nazwy ich Zmiana nazwy ulicy spowoduje ogromne trudności i koszty dla mieszkańców i mieszkanek Przymorza, dla przedsiębiorstw mających siedzibę przy ulicy Dąbrowszczaków, a także dla spółdzielni mieszkaniowych czy instytucji publicznych takich jak szkoły – mówi Adam Szczepański z Partii Razem. - Mieszkańcy i mieszkanki ulicy Dąbrowszczaków, z którymi rozmawialiśmy, w zdecydowanej większości są przeciwni zamiarowi zmiany nazwy ulicy. Zarówno z powodów czysto pragmatycznych, ale też często z powodów ideowych. Kiedy władza wkracza w nasze życie i nie liczy się z ponoszonymi przez nas kosztami, możemy się jej skutecznie przeciwstawić tylko w sposób zorganizowany i solidarny.
prosimy nie wchodzić w butach